sobota, 24 grudnia 2011

Woda i napoje daleko od domu

Raz pisałem na blogu o oczyszczaniu wody, ale dobry temat warto rozszerzyć.
Na wyjazdach poza Europę w cieplejsze klimaty, bardzo uważajmy na wodę.

Potrafi w niej pływać dużo stworzeń, z którymi nie warto się bliżej zapoznawać.
Sprawa jest prosta - wystarczy przegotować albo kupić wodę zamkniętą (sprawdzajcie, bo potrafią do firmowej butelki nalać kranówy i podać otwartą).
Lód w wodzie to coś w czym taka ameba przeżyje...
Całkiem prostym środkiem czyszczenia wody jest alkohol.
w drinkach czy piwie raczej nic nie przeżyje - taką prostą prawdę wyznawali nasi przodkowie pijąc słabe piwo w ilościach hurtowych.
Nie zachęcam do picia alkoholu - jak ktoś chce i musi się nawalić, lepiej jakby to zrobi w domu, szkoda wyjazdu.
Ale małe ilości nikomu nie zaszkodzą a wino czy piwo do obiadu to czasem dobry pomysł.
Zanim kupicie butelkę wody na lotnisku dwa razy sprawdźcie cenę.
Zdażyło nam się "prawie" kupić (oddaliśmy) butelkę 0.25l wody za 15$.
Jeżeli chodzi o napoje gazowane, to wprawdzie wolniej się w nich rozwijają bakterie, ale nie wymierają.
Pamiętam, jak była afera bo gdzieś w Europie znaleźli bakterie Coli w Coli.
Jak się da pijcie herbatę, lepiej nawadnia.

czwartek, 22 grudnia 2011

Języki w podróży

Jadąc w daleką podróż, oczywiste jest, że jak nie znamy jakiegoś komunikatywnego języka - będzie ciężko.
Najwygodniejszy jest angielski a w Ameryce Południowej hiszpański, w Azji dodatkowo przydaje się w niektórych miejscach rosyjski.
I tak nie nauczymy się przed podróżą miejscowego narzecza indian, także nie szalejmy.
Ale w nieznanym nam języku warto przed wyjazdem przetrenować zwroty w stylu:
"przepraszam jak dotrzeć na lotnisko ?" czy "ile płacę ?" i wiedzieć co mogą nam odpowiedzieć, bo samo pytanie to trochę mało, jak nie zrozumiemy odpowiedzi.

Dobra rada z praktyki  - jak próbujemy dogadać się z tambylcem w łamanym angielskim (albo nawet perfekcyjnym) , którego on kompletnie nie zna, przejdźmy na nasz ojczysty język polski.
W naszym języku mamy naturalną mimikę i machanie rękami, w wielu przypadkach "na migi" dogadamy się lepiej, bo jak tambylec rozpozna angielski, będzie też próbował go łamać i do jego machania rękami dołączy się frustracja.
A jak usłyszy polski i zrozumie, że i tak nic nie skuma - będzie bardziej naturalny i nam to pomoże.

Jak celem naszej wizyty jest kraj słowiański a tambylec po angielsku ni w ząb - tym bardziej mówmy po polsku.

W całej północnej europie plus Niemcy - wiekszość ludzi mówi wystarczającym angielskim.
We Francji można próbować ale czasem ciężko.
We Włoszech i Hiszpanii jakoś dają radę chociaż czasem jest śmiesznie.
Ameryka jako całość - angielski i hiszpański, w Brazylii, która jest portugalsko-języczna też się da dogadać.
Azja - prosty wybór - kraje postsowieckie i Chiny - rosyjski, postangielskie - angielski.
Afryka - najlepszy jest chyba francuski a angielski na południu.
Tak czy inaczej jakoś trzeba się dogadać.

środa, 21 grudnia 2011

Dlaczego harcerze wywijają skarpetki na buty

Obecnie stosują specjalne wywijki i bardziej jest to związane z tradycyjnym wyglądem harcerza ale pomysł ma bardzo duże uzasadnienie praktyczne.
Wilgoć, która może się pojawić w butach jest zasysana przez materiał.
Jak knot lampy naftowej zasysa naftę, tak wilgoć wędruje do góry po skarpetce a następnie paruje z wywiniętych skarpet.
Takim prostym sposobem zapewniamy sobie prosty sposób na wentylację stopy.
Wygodnie jest mieć na sobie dwie pary skarpet - cienkie wewnętrzne i grube zewnętrzne.
Stopa mniej się poci i dodatkowo jest większe przełożenie między stopą a butem i lepszy kontakt z górną krawędzią buta.
W efekcie mniejsze szanse na obtarcie stopy i łydki.

Zdjęcie nie moje, mało adekwatne, ale fajne.

wtorek, 20 grudnia 2011

Geocaching

Geocaching jako sposób na zwiedzanie.

Dlaczego piszę tu o geocachingu ?
To naprawdę fajny sposób na zwiedzanie i nie tylko na zwiedzanie odległych miejsc ale również własnego miasta.
Geocaching to zabawa, która polega na znajdowaniu skrytek ukrytych przez innych.
Każda taka skrytka zawiera bardzo fajny (zależnie od tworzącego) opis historii związanej z miejscem ukrycia skrytki.
Można się bardzo dużo nauczyć i dowiedzieć "od miejscowych".
Można trafić w ciekawe miejsca o których jeszcze nikt nie napisał w przewodnikach.
Polecam www.geocaching.pl
GPS się przydaje, ale nie jest niezbędny - jest mapa.
Zdjęcie - pojemnik - cache w Nashua - USA

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Stuptuty

Dla niezorientowanych stuptuty to takie ochraniacze na buty i dół spodni.
Większość używa ich na śniegu, aby śnieg nie wpadał w buty.
Ale stuptuty świetnie się sprawdzają w zupełnie innych środowiskach i temperaturach.
Jak jest błoto, nie brudzą nam się spodnie i to nie tylko jak łazimy po krzakach i bagnach, ale również po zwykłej drodze.
Jak leje deszcz, woda z peleryny ląduje na stuptutach.
Sznurówki na mrozie są rozwiązywalne.
Jak się przedzieramy przez krzaki, kolce nie wbijają się powyżej buta i poniżej spodni.
Na pustyni kurz nie wpada w buty.
a na postoju, zawsze można na nich usiąść.
Można sobie kupić zawodowe stuptuty z Goretexu, ale równie dobrze można je uszyć z ortalionu, albo wykorzystać po obszyciu stare rękawy od kurtki.
Jeżeli planujemy sobie takie uszyć, to wbrew pozorom, lepsze są takie ze zwykłego materiału niż z nieprzepuszczalnego ortalionu, bo nie skrapla się wilgoć parująca z buta.

niedziela, 18 grudnia 2011

Ciuchy w plecaku

Raczej nigdy nie należałem do tych, którzy mieli poukładane równo ciuchy w plecaku.
Wobec tego pomysł pakowania rzeczy w reklamówki, nie przemawiał do mnie.
Kiedyś wpadłem na pomysł pakowania rzeczy w stare worki po śpiworach i tak już zostało.
Obecnie można kupić specjalne worki na rzeczy, mają podstawę z siatki, ale tego typu wynalazek jest bez sensu, bo jak nam plecak zamoknie, to są większe szanse na zamoczenie ciuchów.
Ktoś powie, że są pokrowce od deszczu - te żółte.
Zawsze je zostawiałem w domu, wychodząc z założenia, że skoro plecak to kordura, to mu wystarczy i nie potrzeba specjalnej ochronki.
Ostatnio, raczej zabieram taki pokrowiec, bo się na tym wygodnie siada i rozkłada rzeczy.
Ale wracając do sedna, worki na śpiwory albo takie na rzeczy, tylko bez dziurek/siatki są praktyczniejsze.
Głównie chodzi o zapach.
Noszę dwa worki:
rzeczy czyste nie przesiąkają innymi zapachami i zakładasz rzeczy czyste i pachnące,
rzeczy brudne - nie rozpowszechniają swoich niezbyt ładnych zapachów i prosto je wyciągnąć, jak planujemy pranie, a pranie jest fajnie zaplanować, jeżeli właśnie zwiedzasz jakieś miasto, rano oddajesz rzeczy do pralni a wieczorem możesz je odebrać suche i pachnące.
Obrazek - Peru - Lima nocą 2008