Już kiedyś pisałem o kubeczku, którego droga była długa.
Zaczynałem kiedyś od zwykłego, metalowego kubka, który był dobry do wszystkiego.
Od momentu jak na rynku pojawiły się bajeranckie kubki tzw. termiczne, miałem ich co najmniej z pięć.
W pewnym momencie zacząłem być świadomym użytkownikiem przedmiotów.
Zdałem sobie sprawę, że kawa/herbata w kubeczku termicznym, rzeczywiście jest nadal gorąca.
Czasem nawet za gorąca.
Jak było zimno, kubek termiczny nie grzeje w ręce. Nie da się go postawić przy ogniu i zagotować wody, czy jak za dawnych czasów wrzucić grzałkę, bo trochę strach.
Doszedłem do wniosku, że kubek termiczny jest dla kawy bądź herbaty a nie dla mnie i wróciłem do prostego, metalowego kubeczka.
Zwykły metalowy kubeczek ma wadę - jego ucho przeszkadza w upakowaniu go.
Jak popatrzycie na historię postów, poradziłem sobie z tym obcinając je i wymyślając patent z kółeczkiem.
Cały czas korcił mnie kubeczek z uchem z dwóch kawałków drutu, jak ten na obrazku.
Problem polegał na tym, że większość dostępnych w sklepach kubeczków tego typu, jest po prostu za małych.
Chciałem kubek, z którego poza piciem herbaty, da się zjeść np. zupę.
A 200ml to nawet na herbatę za mało jak dla mnie.
Ktoś powie, że można bez problemu znaleźć odpowiedni kubeczek w sieci, ale ja jestem całkowicie spaczony informatycznie i spaczony jeżeli chodzi o moje dane osobowe.
Źle się czuję, jak kupując np.kubek przesyłam dane mojej karty kredytowej przez sieć bliżej mi nie znanych providerów sieci i źle mi z tym, że przy takim zakupie muszę oddać moje dane.
Poza tym muszę dotknąć to co chcę kupić.
Mówiąc wprost - nic nie kupuję przez sieć.
Poprosiłem w jednym z warszawskich sklepów, aby dali mi znać, jak się pojawi taki oto i w zeszłym tygodniu dostałem maila (Dzięki!!).
Kubeczek ma 0.6l, nie jest stalowy, ma pokrywkę jakby trzeba było gotować - rozmiar w sam raz.
I o to właśnie chodziło.
sobota, 14 kwietnia 2012
czwartek, 12 kwietnia 2012
Jak uprać puchowe coś
Porządki przedświąteczne to akurat dobry czas, żeby przygotować sprzęt przed albo po sezonie.
Napisałem "puchowe coś" bo proces jest identyczny w przypadku puchowego śpiwora jak i puchowej kurtki.
Kurtki puchowe właśnie chowamy do szafy, co prawda aura jest niepewna i wygląda jakby trzeba było to znowu z szafy wyciągać.
Śpiwór jest całoroczny i kiedyś właściwie trzeba go uprać.
Zacznijmy od tego, że puchowe rzeczy nie lubią prania.
Jeżeli da się przewietrzyć, wytrzepać i wygląda akceptowalnie nie zabierajmy się na siłę za pranie.
Za pranie rzeczy puchowych zabieramy się dopiero wtedy, gdy wygląd nie przedstawia żadnych wątpliwości co do konieczności prania.
A jak to uprać ?
Do pralki wrzucamy trzy piłki tenisowe i jak mamy - stare trampki.
Piłki możemy kupić - będzie to tańsze niż oddanie rzeczy do pralni i przynajmniej wiemy czego oczekiwać.
Następnie do pralki wrzucamy to co chcemy uprać - śpiwór czy też puchówkę.
Piłki rozbijają puch i pływają a trampki rozbijają puch i nie pływają :).
Jakbyśmy ich nie wrzucili - puch by się skawalił.
Zdjęcie - Machu Picchu 2008 z niestandardowej perspektywy
Napisałem "puchowe coś" bo proces jest identyczny w przypadku puchowego śpiwora jak i puchowej kurtki.
Kurtki puchowe właśnie chowamy do szafy, co prawda aura jest niepewna i wygląda jakby trzeba było to znowu z szafy wyciągać.
Śpiwór jest całoroczny i kiedyś właściwie trzeba go uprać.
Zacznijmy od tego, że puchowe rzeczy nie lubią prania.
Jeżeli da się przewietrzyć, wytrzepać i wygląda akceptowalnie nie zabierajmy się na siłę za pranie.
Za pranie rzeczy puchowych zabieramy się dopiero wtedy, gdy wygląd nie przedstawia żadnych wątpliwości co do konieczności prania.
A jak to uprać ?
Do pralki wrzucamy trzy piłki tenisowe i jak mamy - stare trampki.
Piłki możemy kupić - będzie to tańsze niż oddanie rzeczy do pralni i przynajmniej wiemy czego oczekiwać.
Następnie do pralki wrzucamy to co chcemy uprać - śpiwór czy też puchówkę.
Piłki rozbijają puch i pływają a trampki rozbijają puch i nie pływają :).
Jakbyśmy ich nie wrzucili - puch by się skawalił.
Zdjęcie - Machu Picchu 2008 z niestandardowej perspektywy
niedziela, 8 kwietnia 2012
Przygotowanie roweru na wiosnę
Chciałem napisać poprawny artykuł jak w temacie i o pomoc poprosiłem Lavinkę i Tomiego.
Uznałem, że jako wysokiej klasy specjaliści od poruszania się dwukołowo pomogą.
Oto jak rozwijała się treść, żeby niczego nie zaburzyć:
"
Uznałem, że jako wysokiej klasy specjaliści od poruszania się dwukołowo pomogą.
Oto jak rozwijała się treść, żeby niczego nie zaburzyć:
"
Tomi mówi, że wyjąć rower, nasmarować i pojechać. Moja wersja jest taka, że po prostu wsiadam i jadę."
"A i dziś moja fotka rowerowa na http://warsawcyclechic.blogspot.com Po prostu wsiadłam i pojechałam"
" Wersja Lavinki pozostaje bez zmian, ale po burzy mózgów, moją wersję rozszerzoną rozszerzyliśmy do czegoś takiego: Przygotowanie roweru na wiosnę nie różni się w zasadzie od przygotowania do codziennej jazdy w sezonie (no chyba że rower stał na balkonie, ale zdecydowanie zniechęcamy do takiego składowania roweru, po prostu szkoda go). Wystarczy rower nasmarować, dopompować koła i jechać. Jeśli rower jeździ i nie jest w totalnej rozsypce, to nie ma sensu dawać go do warsztatu, bo wiosną są największe kolejki. Jak chcesz, to możesz wykorzystać fotkę:
Dobra rada dla rowerzystek miejskich od lavinki - w tym roku modny jest kolor miętowy i akcesoria z włóczki."
DZIĘKI :)
Szanowni Państwo - Pompujemy, wsiadamy i JEDZIEMY !!!!!
Subskrybuj:
Posty (Atom)